To, że wciąż trzyma jej drobną dłoń w
swojej, jest doprawdy… zdumiewające. Dawno powinna wziąć nogi za pas i uciec
jak najdalej stąd, ale nie - splotła
swoje palce z jego, aby ukryć przeraźliwie dygoczącą rękę. Przez to wcale nie
wyglądają, jakby to on prowadził ją Bóg wie gdzie i w jakim celu, ale jakby
zmierzali tam razem, za obopólną zgodą. Nie jest przekonany, co tak naprawdę
nie pasuje mu w tej sytuacji - fakt, że jest tak naiwna i pozwala wodzić się na
pokuszenie, czy to, że nie pamięta, kiedy ostatni raz szedł z dziewczyną za
rękę. Prawdopodobnie miało to miejsce jeszcze w podstawówce, gdy jako
najładniejszy chłopiec w klasie, rozrabiaka i łamacz kobiecych serc, prowadzał
się codziennie z inną ośmiolatką.
Idą między stolikami aż do pomalowanych
na zielono drzwi. To czas na zweryfikowanie zamiarów. Dziewczyny takie jak ona
wiedzą, że należy trzymać się od niego z daleka. Dziewczyny takie jak ona nie
ośmielają się do niego uderzać. Wzdychają, marzą, ale swoich fantazji nie
przekuwają w czyn. Dziewczyny takie jak ona chcą, aby ktoś je sponiewierał,
zbrukał, a później wrócił niczym pies z podkulonym ogonem i korzył się u ich
stóp. Dziewczyny takie jak ona pragną wszystkiego tego, czego chłopcy tacy jak
on nigdy nie będą w stanie im dać. Są dla siebie wyzwaniem, próbą
przetestowania czegoś nowego, czegoś, co
nie ma prawa się udać.
Ta mała musi być wyjątkowo naiwną gąską,
ale niech jej będzie. Następuje wiekopomna chwila. Prawdopodobnie jakiś maleńki
wyrzut sumienia mógłby go powstrzymać, ale na jej nieszczęście, Travis niczego
takiego nie wyczuwa. Wydaje mu się to dziwne, ale nie poświęca więcej czasu na
roztkliwianie się. Dostanie to, po co przyszła. Najpierw jednakże wypadałoby ustalić
kilka istotnych faktów.
Naciska klamkę i wprowadza dziewczynę do
oświetlonego jaskrawymi jarzeniówkami pokoiku. Orzechowe biurko, zwykłe
krzesło, szary regał, półki wypełnione rzędami segregatorów. Królestwo Molly, w
którym zaszywa się od czasu do czasu, aby odetchnąć od tłoku i nieustannego
harmidru głównej sali albo pobyć z Paulem, do czego za żadne skarby by się nie
przyznała.
Rozgląda się niepewnie. Seledynowe ściany
przywołują wspomnienie szpitalnych korytarzy, które niezmiennie wzbudzają w
niej paniczny lęk. Cichy dźwięk zamykanych drzwi sprawia, że natychmiast
odwraca się i widzi, jak brunet stojący tyłem w dżinsach, w których prezentuje
się nieprzyzwoicie dobrze, powoli odrywa palce od klamki. Chciałoby się rzec z
niejakim wahaniem, jakby czekając, aż to biedne dziewczę zacznie wrzeszczeć,
żeby ją wypuścił, a wtedy zniknie tak samo szybko, jak pojawiła się w jego życiu.
Wygląda na to, że dostała dokładnie to,
czego od samego początku chciała. A przecież przyszła tylko po to, aby
podziękować za niespodziewany i zbyt kosztowny prezent. Narzuta. Kawałek
miękkiego materiału, którego dotyk przywołuje na myśl puszystą sierść młodego
kociaka, ocierającego się o jej łydkę. Pieszczota jest tak przyjemna, że
najchętniej nigdy nie podnosiłaby się z łóżka. Obrazy, które przemykają pod jej
powiekami, są aż nazbyt sugestywne. Otwiera oczy i z przerażeniem rejestruje,
że miętówkowe tęczówki po raz enty tego wieczoru odbywają bezczelną wędrówkę po
jej ciele. Czarne ubranie sprawia, że ten niesamowity kolor jeszcze bardziej
wybija się na pierwszy plan. Jakby ktoś dodał do wody zaledwie kroplę zielonego
barwnika.
Tego
właśnie chciałaś?
W tej chwili nie jest już niczego pewna.
Powinna się wycofać. Przeprosić za… kłopot. I drobne zamieszanie.
Tak, to wydaje się najrozsądniejsze
wyjście. Jedyne. Przecież nie chce niczego, co mogłoby zajść w tym dusznym
pomieszczeniu. Zaspokoiła swoją ciekawość, teraz niech wraca do poukładanego
życia.
Nerwowo zerka na drzwi. Wie, że on ją obserwuje. Musi wyglądać śmiesznie. Chciała dreszczyku emocji i przygody, a jedyne co czuje, to wilgoć zbierająca się pod powiekami. Co ona sobie myślała? To pytanie nie daje jej spokoju. Że nagle z zahukanego dziewczęcia przemieni się w pewną siebie kobietę? Że ma cokolwiek, co mogłoby go w niej zainteresować? Nonsens! Marzenia o nowej Kairze rozbryzgują się na wyłożonej linoleum podłodze. A towarzyszy temu jedynie martwa cisza - milczący świadek jej druzgocącej porażki.
Nerwowo zerka na drzwi. Wie, że on ją obserwuje. Musi wyglądać śmiesznie. Chciała dreszczyku emocji i przygody, a jedyne co czuje, to wilgoć zbierająca się pod powiekami. Co ona sobie myślała? To pytanie nie daje jej spokoju. Że nagle z zahukanego dziewczęcia przemieni się w pewną siebie kobietę? Że ma cokolwiek, co mogłoby go w niej zainteresować? Nonsens! Marzenia o nowej Kairze rozbryzgują się na wyłożonej linoleum podłodze. A towarzyszy temu jedynie martwa cisza - milczący świadek jej druzgocącej porażki.
Wystarczy jeden krok w stronę drzwi. Czuje
na sobie ciężar jego wzroku. Czy rozczarowałaby go, gdyby dopadła teraz lekko rozchybotanej, smętnie zwisającej klamki? Uśmiechnąłby
się kpiąco? Czy raczej bezwiednie pokiwał głową, od początku stawiając na taki
rozwój wydarzeń?
Gdyby tylko umiała zignorować palące poczucie
wstydu, które postawiło ją pod ścianą. Bijący od niej chłód wcale jej nie pomaga.
Opuszkami palców splecionych za plecami dotyka zimnego tynku. Potrzebuje
oparcia, czegoś dodatkowego poza wykładziną w odcieniu zgniłej zieleni. Potrzebuje
usiąść. Potrzebuje tlenu.
W momencie, w którym jej stopy odrywają
się od podłogi, Travis łapie ją w talii i przyciąga do siebie. Wątłe, stanowczo
zbyt lekkie ciało, zgina się w pół.
— Nie mogę oddychać.
— Wiem.
Chciałaby zapytać skąd, ale kolejny
zgubiony oddech wyciska z niej jedynie kilka łez. Kapią bezgłośnie na linoleum,
które zdążyła szczerze znienawidzić.
Opiera się o biurko i sadza sobie
dziewczynę między nogami, ani na chwilę nie poluzowując obręczy ze swoich
ramion.
— Nic ci się nie stanie.
Pewność w jego głosie sprawia, że
minimalnie się uspokaja.
— Skąd wiesz?
Odzyskuje względną trzeźwość umysłu i
uświadamia sobie coś jeszcze. Męskie dłonie na jej ciele. Absolutne novum.
Wykręca się z jego uścisku, choć czuje, że niechętnie ją puszcza i wraca na
swoje miejsce. Pod ścianę.
— Nic złego nie dzieje się, gdy mam na
sobie szczęśliwe bokserki.
Podrywa głowę i spogląda na jego poważną
twarz.
— No co? Nie wierzysz? — Wyzwanie czai
się w zielonych oczach.
Z niedowierzaniem i pogłębiającym się
szkarłatem na twarzy patrzy, jak sięga do masywnej sprzączki. Metal brzdąka
nieznajomo.
Skrzypnięcie drzwi i nagły podmuch
gorącego powietrza. W progu staje niska dziewczyna z czerwonymi włosami. Nie
bordowymi ani marchewkowymi, ale wściekle czerwonymi, które w lekko już przyklapniętych lokach otaczają okrągłą twarz. Jej wzrok zatrzymuje się na stojącej pod ścianą
dziewczynie, po czym przeskakuje na Travisa aż wreszcie natyka się na dyndające
końcówki skórzanego paska.
— Kurwa! — Rzuca i znika tak samo szybko,
jak się pojawiła.
Kaira wykorzystuje moment konsternacji i
wybiega z zaplecza. W wąskim korytarzu zderza się z Hunterem, który rozmawia z
mężczyzną od uniesionej szklanki bursztynowego trunku.
— Myślałem, że…
Nim zdąży dokończyć, szatynka wymija go
płynnym ruchem i kieruje się w stronę drzwi wyjściowych.
— Dobrze, że jesteś, Hunter. Odprowadzisz
ją do domu. — Travis wskazuje na przeciskającą się przez tłum dziewczynę.
— Dlaczego ja? Przecież masz po drodze —
prycha niezadowolony. Chłopiec na posyłki zawsze na miejscu.
— Zrobisz tak, dla mojego i jej komfortu
psychicznego, jasne?
Walka na spojrzenia nie ma najmniejszego
sensu. Niższy z mężczyzn okręca się na pięcie i odchodzi. Brunet może odetchnąć
z ulgą.
— Ta mała namieszała ci w głowie? — W
głosie przyglądającego się całej scenie motocyklisty rozbrzmiewa nutka
wesołości.
— Nie. — Natychmiastowa odpowiedź i
zdecydowany ton.
Wykrzywia usta w parszywym uśmieszku.
— W gaciach na pewno — kwituje i znika z
pola widzenia, zanim do Pearce’a dotrze sens jego słów.
Nic już z tego nie będzie.
Ale super. :)
OdpowiedzUsuńJa wciąż się nie mogę pogodzić z tym Twoim zaprzestaniem pisania. I wciąż mam nadzieję, że kiedyś wrócisz. Bo bardzo, ale to bardzo chciałabym poznać Travisa. Niby swoim zachowaniem wszystkim pokazuje, że nie jest typem dobrego chłopaka, ale czuję, że coś w nim siedzi. Potrafi być zabawny, troszkę rozluźnić atmosferę, jak choćby poprzez ten tekst z bokserkami. Kaira natomiast szczerze mówiąc, jak na razie nie ma mojej sympatii. Niby takie dość nieśmiałe i niewinne dziewczęta zazwyczaj mi pasowały, ale ona wydaje się mieć w sobie coś drażniącego, chociaż z drugiej znowu strony, niesamowicie mi jej żal. Ona chyba sama do końca nie wie, czego od życia chce, a to jest najgorsze.
UsuńKończę moją paplaninę. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś będę miała okazję pojawić się tutaj z komentarzem pod nowym postem. :)
szkoda mi Kairy. jest taka zagubiona, wystraszona i niepewna w swoim zachowaniu. i chociaz w przeważającej częsci takie dziewczyny mnie irytują, tak ona jest na dodatek strasznie niewinna w każdym swoim geście. I najbardziej denerwuje mnie to, że Travis chyba chce to wykorzystać. Jakby nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo można złamać tym Kaire. A ta akcja z bokserkami wprawdzie odrobinę mnie rozbawiła, ale przesadził. Nawet jeżeli nie miało to konkretnego podekstu (choć myśle, że mimo wszystko miało) to musiał widzieć przerażenie w jej oczach. Travis jest kompletnie nieznośny. Że też akurat kobiety takich muszą wybierać jako obiekt westchnień :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
To już kolejny raz, kiedy publikujesz u kolejny rozdział, mimo wcześniejszych zapewnień, że nic więcej się tu nie pojawi. Dlatego mam nadzieję, że kiedy będzie dane poznać nam koniec tej historii.
OdpowiedzUsuńChoć opowiadanie zdaje się być dopiero w zalążku, już zdążyłam przywiązać się do Kairy i Travisa. Liczę, że kiedyś poznam dalsze losy tej dwójki.
Pozdrawiam gorąco,
maxie
Niby dlaczego nic by miało z tego nie być? Nawet nie wiesz ile jest już teraz. Wieki czekałam na ten rozdział i wreszcie się doczekałam. Wprawdzie docieram z pewnym opóźnieniem, ale jestem. Jutro zajrzę na Twojego drugiego bloga.
OdpowiedzUsuńA teraz do sedna. Ta historia niezmiernie mnie oczarowuje. Travis jest tak pociągajacy i tajemniczy, że dzięki niemu nie przeszkadza mi nawet ta malutka ilość tekstu. Oczywiście, że mogłoby być go więcej, ale nie w tym rzecz. Będę bardzo rozczarowana, jeśli odpuścisz sobie "pisanie" tej dwójki. Kaira jest okropnie wycofana i niezdecydowana, ale właśnie to czyni ją interesująca. Nie tylko dla Czytelników, dla Travisa również. Dlatego odrobinę dziwi mnie to, że postanowił odpuścić i poprosić Huntera, żeby ją doprowadził. Oby później tego nie żałował;) Z drugiej jednak strony rozumiem jego podejście. Jaki mężczyzna będzie uganial się za kobietą, która drży przed nim ze strachu? Jaki mężczyzna pozwoli sobie na taką... namolnosc i jednocześnie zniewagę? Bo chyba nie nasz uroczy T., co? Chcę się mylić i nie chcę. Ot, paradoks.
Liczę na to, że jednak nas nie porzucisz, nieco rozwiniesz ich relację i porządnie ruszysz z tym opowiadaniem, czego ogromnie Ci życzę.
Pozdrawiam,
Ulotna.